Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/288

Ta strona została przepisana.

— Z rozkazu pani przełożonej.
— Co za przełożonej?
— Przy klinice jest dom zdrowia prowadzony przez zakonnice.
— Czy można mówić z przełożoną?
— Oczywiście, lecz chwilowo pani przełożona wyszła.
— A kiedy wróci?
— Lada chwila.
Służący wprowadził ich do przedpokoju, gdzie czekali przeszło godzinę. Ogromnie byli obaj zaciekawieni, co znaczyła interwencja owej zakonnicy. Jaką rolę ona w tem grała?
Przez ten czas różne osoby przechodziły przez pokój. Jedni przychodzili odwiedzać chorych, inni wychodzili. Zakonnice chodziły to tu, to tam w milczeniu, jakoteż i pielęgniarki w długich białych bluzach, ściśniętych w pasie.
— No będziemy tu chyba pleśnieć w nieskończoność, szefie — szepnął Mazeroux.
— A ciebie co nagli? Twoja ukochana?
— Nie, tylko... czas tracimy.
— Ja czasu nie tracę. Zebranie u prefekta jest dopiero o piątej.
— Ha! Co pan mówi, szefie? Nie ma pan przecież zamiaru być obecnym...
— Czemu nie?
— Jakto? A mandat?...
— Mandat? Świstek papieru...
— Tak, tylko, że ten świstek papieru może się stać niemiłą rzeczywistością, jeśli pan zmusi sędziego do działania. Pańska obecność będzie uważana za prowokację.
— A moja nieobecność za wyznanie. Ktoś, kto dziedziczy dwieście miljonów, nie kryje się