Nadeszła godzina, w której druga część dramatu miała się odegrać. Po mękach don Luisa Perenny, męczarnie Florencji. Jako kat potworny, kaleka przechodził od jednego do drugiego bez clenia litości, jakby to szło o bydło zabijane w rzeźni.
Osłabiony jeszcze, powlókł się do Florencji i zapaliwszy papierosa, rzekł jej z wyrafinowanem okrucieństwem:
— Kiedy ten papieros wypali się do końca, będzie na ciebie czas. Nie spuszczaj go z oka. To twoje ostatnie chwile życia zamieniają się w popiół. Zastanów się dobrze, Florencjo. Spójrz na kamienie, tworzące tę grotę i wiedz, że trzymają się one dotychczas tylko jakiemś niepojętem prawem równowagi. Wystarczy jednakże parę uderzeń motyką, żeby spowodować katastrofę.
Odetchnął głębiej i ciągnął dalej:
— A wówczas? Wówczas Florencjo, albo zawalenie się groty będzie tak kompletne, że nie bę-