Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/80

Ta strona została przepisana.

Ujrzawszy go drgnęła, i zawołała silnie wzruszona:
— Ależ ten pan był tu wczoraj! Rozmawiał z mężem i tym oto drugim panem — wskazała na Mazeroux.
— Trzeba ich zapytać, czemu tu przychodzili... Przecież pan rozumie, że jeśli ten kamień należy do jednego z nich...
Insynuacja była wyraźna, ale też mocno niezgrabna. I nadawała wagi twierdzeniu Perenny, który utrzymywał, że turkus był umyślnie włożony do kasy przez kogoś, kto go chciał skompromitować. Dwie zaś tylko osoby mogły to uczynić prócz nieboszczyka Fauville: Sylwester i pani Fauville.
— Chciałbym zobaczyć pani naszyjnik — odezwał się znów prefekt.
— Najchętniej go panu pokażę. Znajduje się wraz z reszta moich klejnotów w szafie lustrzanej. Pójdę go przvnieść.
— Niech się pani nie trudzi. Wszak służąca pani musi go znać.
— Oczywiście.
— W takim razie Mazeroux porozumie się z nią w tej sprawie.
Po wyjściu sierżanta zaległa głucha cisza, której nikt nie przerywał. P. Fauville robiła wrażenie pogrążonej w boleści. P. Demalion nie spuszczał z niej oka.
Mazeroux wrócił, niosąc szkatułkę z klejnotami.
Pan Demalion znalazł naszyjnik i stwierdził, że kamienie były większe oraz innej formy i żadnego z nich nie brakowało... Lecz, odsunąwszy parę puzderek z klejnotami, żeby wyjąć diadem,