Prefekt oddalił się od niej i zaczął półgłosem naradzać się z sędzią śledczym i prokuratorem.
Perenma i Mazeroux stali obok siebie. Mazeroux szepnął:
— A co, nie mówiłem? Dobrze wiedziałem, że pan wszystko wykryje! Jak pan to świetnie przeprowadził!...
Promieniał z radości, że ukochanemu szefowi nic już nie grozi.
— Zamkną ją, nieprawdaż1?
— Nie — odrzekł Perenna — niema wystarczającvch dowodów.
— Jakto! — mruknął Mazeroux oburzony. — Nie dość dowodów! Mam nadzieję jednak, że jej pan teraz nie wypuści! Ona się nie krępowała, żeby na pana rzucić podejrzenie. No, szefie, niech ją pan dobije! To djablica!
Don Luis zamyślił się nad niezwykłym zbiegiem okoliczności i całością faktów, które ze wszech stron jakby osaczały paną Fauville... Dowód zaś ostateczny, któryby mógł powiązać wszystkie te fakty i stworzyć podstawę oskarżenia, on, Perenna, mógł dostarczyć. Był to ślad zębów na jabłku, leżącem pod liśćmi w ogrodzie. Dowód ten miałby wartość odcisku palców, tem bardziej, że mógł być porównany ze śladem zębów na tabliczce czekolady.
Jednakże wahał się. I ze skupioną uwagą, z uczuciem litości a zarazem wstrętu, wpatrywał się w kobietę, która według wszelkiego prawdopodobieństwa zabiła męża i pasierba. Czy miał prawo pogrążyć ją ostatecznie! Czy miał prawo odegrać rolę karzącej sprawiedliwości! A jeśliby się mylił?
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/85
Ta strona została przepisana.