Każda redakcja po pewnym czasie sprzedaje swoje remanenty na torebki.
„Wolne Słowo zbyt ufne w to, że zamożni ludzie będą stale korzystali z pożyczanych egzemplarzy — biło zwykle nakład zbyt wielki, narażając się na straty.
Ponieważ szkoda nam było niszczyć dopełnioną pracę i wierzymy w to, że przyszłość oceni pismo, w którem są prawdy, przemilczane przez naszą prasę — nie sprzedawaliśmy dotąd remanentów naszych na torebki do pieprzu.
Ale czas nagli... Torebki są bardzo potrzebne...
Zechcą tedy przyjaciele nasi zwrócić uwagę swoich znajomych, że przez czas krótki mogą otrzymywać ubiegłe roczniki „Wolnego Słowa“ za bezcen, (niżej kosztów druku i papieru).
Wiem z pewnością, że przyjdzie czas, gdy będą przepłacali „Wolne Słowo“ jako rzadkość bibliograficzną.
Każdy pisarz, który całą duszą służył społeczeństwu — ma dumne prawo wróżyć taki los swojej ofiarnej pracy — sokowi nerwów swoich i krwi swego serca, temu, co go przeżyje!