Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/126

Ta strona została przepisana.

cia szatana. Ot, taka Anna Góldi jest zwiastunką nowych napaści...
— Tedy nie uda się nigdy wytępić djabelskiego nasienia do cna? — zapytał z lękiem Tschudi.
— Nie wolno wątpić o mocy Bogal — pastor wzniósł oczy ku niebu. Coś jednak już się zrobiło! Spaliliśmy tyle czarownic, że potomstwo, naznaczone przez djabła, przestało się rodzić tak obficie za naszych czasów, jak w wiekach ubiegłych.[1]
— Czy starożytni znali czarownictwo? — pytał chciwy oświecenia Tschudi.
Grecy spalili czarownicę Lamję. Rzymianie rzucali na pożarcie dzikim zwierzom magików. Zresztą ludy pogańskie nie walczyły z djabłami, gdyż żyły pod ich opieką, jak świadczy Tertullian, bogowie i boginie, owi ich Apolle i Plutony, one ich Wenery rozpustne i przemądre Minerwy — wszystko to był pomiot djabelski.[2]

— Pójdźmy! — zadecydował nagle Tschudi, powstając. Jest mi duszno... Dławię się tutaj...
Załamał ręce:
— Biedne dziecko moje! Biedna Miggelił... Być w rękach potwora...

— Wydrzemy ją z jej pazurów! — uroczyście za-

  1. Godzi się zaznaczyć, że ten pogląd podzielał St. Przybyszewski w „Synagodze Szatana“, wiarę w czary godząc po swojemu z naukami o dziedziczności, na świadectwo naszego czasu!
  2. Tego samego zdania był Św. Augustyn i Tomasz z Akwinu, gorliwi wyznawcy wiary w czarownictwo za pomocą ślutm z mocami djabelskiemi. (Draper. „Historja Umysłowego Rozwoju Europy”. Lecky „Dzieje Wolnej myśli”)