szkoda; była poczciwa dziewczyna!“ Oni zasię mrużyli oczy, uśmiechali się złośliwie, zgrzytali zębami — i tropili ponownie ślady znikającej, niby błędny ognik na bagnisku. Bywało, że niektóre gminy po otrzymaniu próśb własnoręcznych dostojnego sędziego Tschudi i czcigodnego kapłana Bleihanda, przyrzekały wydać oskarżoną o jakąś „wielką zbrodnię, która — jak głosiły owe pisma — może stać się groźną dla wszystkich kantonów, jeżeli nieukrócona i niepokarana powtórzoną zostanie“. Ale Anna Göldi przepadała zawsze, jak cień. Nabyła niesłychanej zręczności w tem chronieniu się przed pościgiem, którego przyczyny nie rozumiała, ale młody Steinmüller napędził jej przed nim okrutnego strachu, powtarzając groźby tropiących ją strażników.
Zdejmował ją nieokreślony lęk.
Przez osiem tygodni było znowu całkiem głucho o niej. Jakoby zapadła pod ziemię. I znowu bednarz Steinmüller, którego uczepiły się naraz władze śledcze Glarusu w przekonaniu, że to on wie najlepiej o miejscu jej pobytu i paraliżuje tajemnemi drogami zabiegi policji — dał wypadkiem nić przewodnią w ręce nieustającego w pościgu sędziego Tschudi, zatrwożonego powtórzeniem się przypadłości dziecka, które po wizycie lekarskiej Gotlieba na dłuższy czas ustały, może pod wpływem przykrych leków, jakie ów zaordynował dziecku w przeddzień swojego wyjazdu z Glarus.
Oto bednarz pod naciskiem inkwizytorskim pastora Bleihanda wygadał się, że Anna Göldi „miała kochanka w Ferney“. Skierowano w tę stronę ostatnie wysiłki poszukiwań — i niebawem odkryto, że uchylająca się od pogoni i zasłużonej kary służy pod nazwiskiem zmienionem u pastora Tilliera-Hilty.
Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/137
Ta strona została przepisana.