Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/188

Ta strona została przepisana.

ku triumfowi sprawiedliwości. Jednakże Anna tak jawnie podupadła na siłach już po tych lekkich egzekucjach, iż w obawie, aby nie uciekła z ciała przed spełnieniem się wyroku, naskutek nalegań humanitarnego doktora Marti, została przeniesiona z wilgotnego lochu do celi na wieży.
Był w Glarus jeden człowiek, który doznawał tajnej zgrozy, myśląc o losie biednej Anny — stracił sen i apetyt i dręczył się wyrzutami sumienia. Był to aptekarz Engherc. Coś targnęło jego nerwami okrutnie od chwili, gdy sędzina Tschudi, ściskając mu ręce, oświadczyła w kształcie pochwały: „Pan był pierwszym, który otworzył nam oczy na to, że w postępowaniu Anny Göldi brała udział siła nieczysta. Chciał zaprotestować, ale uląkł się wchodzenia w spory na gruncie tak śliskim, albowiem poprzedniego dnia wyczytał był w miejscowej gazecie znamienny ustęp, inspirowany przez pastora Bleihanda, obok wiadomości z kantonów włoskich o uwięzieniu autorów bezbożnych pisemek. „Czas wielki, aby zabrano się do skrytych Wolterjanów, którzy tu nas szerzą zbrodnicze nowinki pod wpływem swego szatańskiego mistrza i demoralizują naszą zacną ludność. Jeszcze coś targnęło jego sumieniem: oto przypadkiem natrafił wieczorem na furgon, którym pod silną strażą przewożono Annę do hygieniczniejszego więzienia na wieży. Poznała go w blasku pochodni i wrzasnęła doń, nieludzkim głosem, błagając o pomoc: „Mordują mnie! biją! — pan przyrzekał żenić się ze mną, pan mnie całował... O, wyrwij mnie ze szponów tych tygrysów!... Mam rany na całem ciele!“.
Zakneblowano jej zaraz usta — popędzono konie. Aptekarz pozostał w mroku ulicy. Ale potem częstokroć