Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/192

Ta strona została przepisana.

wet mój mąż jest człowiekiem słabego charakteru... i nie wie sam, gdzie ma umieścić swoją litość.
Słowa te wyrzeczone zostały głośniej. Pani Tschudi chodziło o to, aby męża „nauczyć rozumu“. Powstał, rozwiódł ręce, i rzekł:
— Droga Mizzii boję się, aby ta kobieta nie zrobiła znowu czegoś złego naszej małej przez zemstę, a dlatego...
— Nie twoja w tem głowa! — przerwała mu. — To rzecz Wysokiego Sądu. On potrafi ukrócić złość czarownicy, gdy dowiedzie jej swojej mocy wyrwania piekłu jego tajemnic.
— A przedewszystkiem chodzi o sprawiedliwość! — dodała pastorowa.
— Święta prawda! — przywtórzyła ponownie pani Tschudi.
Biedny sędzia zwiesił głowę. Czuł się zawstydzonym przez te kobiety, które pouczały go o elementarnych obowiązkach jego zawodu.


ROZDZIAŁ XXVII.
Pierwszy egzamin.

Stara wypróbowana metoda — wbrew dziwacznym skrupułom zdradzającego początki starczej sklerozy sędziego Tschudi — wydała jednak owoce.

Wprawdzie nie odrazu. Podczas pierwszego „zastraszającego egzaminu (tak się to zwało)[1] przez dwie

  1. Terriz-examen.