Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/198

Ta strona została przepisana.

— Raz jeden...
— Może dwa razy? Miggeli zeznała, że...
— Tak!... dwa razy...
— Po co?
— Nie wiem sama... Nie pamiętam...
I błagalnie dodaje:
— Naprawdę nie pamiętam... Nie męczcie!!
— Jak byłaś?.. W ciele? w duchu?..
— W ciele...
— Zauważonoby ciebie... Byłaś w duchu — w wietrze?
— Tak, w duchu... w wietrze...
— W postaci psa?...
— Tak... psa...
— I kota?
— I kota!
— A więc przyznajesz się do związku z djabłem?...
— Nie!... nie przyznaję się! — nowy okrzyk rozpaczy, ostatnia próba obrony.
— Korba!...
— Nie, nie trzeba! przyznaję się do wszystkiego... Byłam w związku z djabłem...
— Jak się nazywał?
— Ja... ja nie wiem.
— Belzebub czy Asmodeusz?
— Belzebub...
Na progu katowni staje ktoś w kapturze czarnym dwie żagwie oczu świecą przez otwory maski przyszedł dowiedzieć się o wynikach „egzaminu“ — słyszy ostatnie słowa... i mimowoli wykrzykuje:
— Doskonale!... jak wyglądał?