Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/244

Ta strona została przepisana.

cztery wiatry. Nasz kanton uwolni się od jej djabelskiej mocy, a inne niech się z nią porają po swojemu. Wygnanie! — to mi jest słuszny wyrok... Żądam przegłosowania raz jeszcze!...
A wtedy ze zdławionego gardła Bleihanda padło ponownie:
— Żądam głowy Anny Göldi, jak zostało już zagłosowane!
Nikt nie poparł żądania Melchthala.
Trzydzieści dwa głosy przyjęły wyrok miecza.
Dnie tego rzeźnik z Glarus — on jedyny — ocalił godność swojego kantonu, jeżeli coś dało się z niej ocalić... Ale — -
On też nie upierał się przy swojem zdaniu. Bądź co bądź był to człowiek dzietny — współczuł ojcu Miggeli, czcigodnemu sędziemu Tschudi — i wczarowywania dzieciom gwoździ w żołądki, choćby nawet nic się im stąd złego nie zdarzyło, prócz przykrości wymiotowania takiego żelaznego paskudztwa, i chociaż czarownica sama przywróciła zdrowie niewinnej dziecinie, sprostowawszy jej nogę, skurczoną od urodzenia (w to wierzył święcie) — takiej zbrodni poczciwy rzeźnik nie mógł pochwalać. Tedy skoro inni — jak zgadywał — nie ważyli nazbyt ostatniej okoliczności, która, w jego mniemaniu, była objawem skruchy dziewczyny głupiej, opętanej przez księcia piekieł, mocniejszego i mędrszego od niej — to już nie wypadało robić dalszych awantur.
Mistrz rzeźniczy posiadał zatem i takt, aczkolwiek uchodził w kantonie Glarus za człowieka ordynarnego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wyrok zapadł.
Tegoż dnia jeszcze burmistrz z pomocą skryby ra-