Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/48

Ta strona została przepisana.

czone przez rodziców imię ich jedynaczki. „Miggeli“ była oczkiem w głowie doktora praw i jego małżonki. Nie można rzec, aby bardzo zasługiwała na tę miłość. Dziecko było „nieudane” — kapryśne i krnąbrne. Ale może w oczach rodziców tem bardziej zasługiwało na miłość, że było nieszczęśliwe od urodzenia — — przyszło na świat z wargą zajęczą i z jedną nogą krótszą od drugiej — utykało, chodząc; nadto przechodziło stale przez jakieś niedomagania, mniej lub więcej uciążliwe. Doktorowa Tschudi bodaj nie bez kozery sądziła, że jej zachowanie się podczas ciąży — jeździła wówczas do Zurychu, do bogatych krewnych, i namiętnie uprawiała taniec, pokrywając ściskaniem się swój stan błogosławiony — zawiniło mocno w kalectwie córki. Bodaj jej histerja odbiła się również na usposobieniu dziecka. Doktór — uczony poczciwiec — litował się nad jedynym owocem swojej miłości; histeryczne uściski „Miggeli“, jej płacze i skargi na tysiączne cierpienia, rzeczywiste i urojone, rozrzewniały go mocno. Słowem, oboje rodzice, rozpieścili dziecko nad wszelki wyraz. Miggeli znała moc swoją nad rodzicami i wyszukiwała stale coraz to nowe powody dla pobudzenia ich do pieszczot, których pożądała z namiętnością istoty bezradnej, szukającej w starszych oparcia, oraz do darów na pocieszenie, zwłaszcza zaś do obdarzania jej łakociami i przysmakami.
Anna Göldi, która od lat dwóch zastąpiła przy małej miejsce dawnej niańki, pieszczącej dzieciaka na wyścigi z rodzicami, nie zyskała sympatji „Miggeli“. Nie podobało się nowej służącej od pierwszej chwili, gdy przestąpiła próg domu doktorstwa, to ustawiczne cackanie się z dziewczyną, która uzurpowała sobie prawo