Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/65

Ta strona została przepisana.

palącej się przed obrazem, dojrzała ów przedmiot. Byla to łopata.
Zabiłeś je! — krzyknęła, powstawszy z tapczanu.
— Pochowałem je... nie żyło! — powtórzył zimno i uparcie.
Nie pamięta dobrze, co się wówczas stało...
Zdaje się, powaliła go na ziemię — przeskoczyła przezeń — i biegła w noc mroczną szukać mogiły dziecka...
A zaraz jakby nadeszła kara Boża...
Huknęło w powietrzu — osunęła się olbrzymia lawina śniegu i kamieni — zagrzebała dom, kuźnię, oborę, krowy, starca...
Ją uniosła w dolinę — nienaruszoną.
Odnaleźli ją ludzie — ponieśli nieprzytomną do szpitala — odratowali.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Kiedyś później poszła w góry tam, gdzie stało domowstwo jej dziada. Śród ruin znalazła szkatułkę Hansa.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I ta szkatułka stała się jej najcenniejszą pamiątką świadectwem minionego szczęścia kochanki i matki — ach! tak krótkotrwałego.
Nie chciała tracić wiary, że jej miły uwodziciel kiedyś powróci. Zachowywała dla niego swoją cześć, przezeń sponiewieraną — wszystkie siły serca, pragnącego miłości. Zaprawdę była jednolubką — jakkolwiek nieraz krew biła w niej potężnemi pulsami, domagając się zaspokojenia praw młodej natury.
Ale zmagała się zawsze ze swoją żądzą. Wszędzie,