Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/66

Ta strona została przepisana.

gdzie była służącą gdzie napastowano ją nieraz zalotami, znajdowała sposób na uciszenie krwi namiętnej. Nocami otaczała szyję wieńcem z gwoździ — kłuła się jego szpilkami — zadawała sobie męki bez litości nad sobą. I radowała się, że nie sprzeniewierzyła się nigdy temu młodemu, pięknemu, wielkiemu, który musia ją porzucić bowiem było mu za ciasno w górskim wąwozie ale on przecie wróci do niej, wróci sławny, ogaty, kochający! Wierzyła w to niezłomnie... bo czyż inaczej zostawiłby jej bukiet niezapominajek i wianek z alpejskich szarotek — świadectwo swojej miłości?
Z czasem potrafiła ukoić swoją tęsknotę — sycona wiarą w powrót Hansa, umiała nawet być wesołą. Jej przedziwna natura — młoda i zdrowa — wiązała w sobie dwa sprzeczne dary: umiejętność niegasnącej pamięci i umiejętność zapominania się. Do zapominania pomagała jej nieustanność pracy — czasem spacer w górach, gdzie pojawiał się jej obraz ukochanego. Koił ją również śpiew. Miała wrażenie, że on ją słyszy zdaleka i na jej głos kiedyś przybiegnie. Był dla niej wszędzie — w górach, obłokach, wichrze, w kwiatach i piosence.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Widocznie zamykając szkatułkę, i chowając ją w skrytce podłogi, rozsypała trochę gwoździ. Znalazła ich kilka przypadkowo Marjetka. To właśnie tak rozgniewało Annę. Skarciła dziewczynkę i odpędziła ją od swojej skrytki. Miała wrażenie, że ktoś zuchwale sięgnął po jej tajemnicę — po tajemnicę jej miłości, macierzyństwa, hańby i szczęścia...
A podejrzliwa Miggeli tem uporczywiej jęła krążyć wpobliżu jej łóżka, — tam pod jedną ze spróchniałych desek krył się skarb Anny. Lada chwilę dziecko może