Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

dochrapał się czegoś najrozmaitszemi sztuczkami, którego matka Bóg wie z kim nie była w stosunkach... Wybacz mi, lecz ja mam za arystokratów siebie i ludzi takich jak ja, którzy mogą wskazać w przeszłości na trzy, cztery pokolenia uczciwych rodzin, mających wykształcenie (talent i rozum, to co innego), które nigdy przed nikim nie uniżały się, nigdy nic od nikogo nie potrzebowały, tak, jak mój ojciec i mój dziadek... znam wielu takich. Tobie zdaje się, że ubliżam sam sobie, gdy liczę drzewa w lesie, a ty dajesz Riabininowi trzydzieści tysięcy; ale ty możesz dostać urząd, koncesye, donacyę, Bóg wie nie co, a ja nie dostanę tego wszystkiego i dlatego cenię mój majątek rodzinny i staram się powiększyć go... My więc jesteśmy arystokratami, a bynajmniej nie ci, których istnienie zależy tylko od tego, czy dostaną jakiebądż okruchy od tych, co zajmują stanowiska wyższe, niż oni... wszystkich tych ludzi można kupić za kilkanaście kopiejek...
— Ale o kim ty mówisz? ja zgadzam się z tobą najzupełniej — wesoło i szczerze odezwał się Stepan Arkadjewicz, chociaż wiedział dobrze, że Lewin, mówiąc o tych, których można kupić za kilkanaście kopiejek, miał na myśli i jego; zapał Lewina podobał mu się — ale o kim ty mówisz? Znaczna część tego, coś powiedział o Wrońskim, jest prawdą, ale nie to mam na myśli. Powiadam ci poprostu, że gdybym był na twojem miejscu, pojechałbym zaraz do Moskwy...
— Nie... nie wiem, czy wiesz, czy też nie wiesz, ale mi już wszystko jedno. Powiem ci prawdę: oświadczałem się już, spotkała mnie odmowa i Katarzyna Aleksandrowna jest dla mnie obecnie przykrem i sprawiającem mi wstyd wspomnieniem.
— Dlaczego? Głupstwo!
— Nie mówmy już o tem. Wybacz mi, żem był szorstki względem ciebie — rzekł Lewin, który, po wypowiedzeniu wszystkiego, co mu ciężyło na sercu, był znowu w takim