Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Wroński z nową silą poczuł samego siebie, poczynając od sprężystych ruchów nóg, kończąc na ruchu płuc przy oddychaniu i jakiemś dziwnem łaskotaniu w wargach.
Spotkawszy się z Wrońskim, Anna uścisnęła go mocno za rękę.
— Nie gniewasz się, żem pisała do ciebie? Musiałam zobaczyć się z tobą koniecznie... — odezwała się.
Usposobienie Wrońskiego zmieniło się w jednej chwili, gdyż dojrzał pod woalką jej surowo i poważnie złożone wargi.
— Ja... gniewać się? Ale jakeś ty przyjechała, kiedy?
— Mniejsza z tem — odparła, opierając się na jego ramieniu — chodźmy, muszę pomówić z tobą...
Wroński domyślił się, że zaszło coś nadzwyczajnego i że dzisiejsza schadzka nie będzie wesołą: w obecności Anny nie miał on woli, nie znając powodu jej wzruszenia, odczuwał, iż trwoga ta pomimowoli udziela się i jemu.
— Cóż takiego? — pytał, przyciskając ramieniem jej rękę i chcąc wszystko wyczytać z jej oczów.
Anna przeszła w milczeniu parę kroków, starając się odzyskać zimną krew, i zatrzymała się nagle.
— Nie mówiłam ci wczoraj — poczęła, oddychając prędko i z trudnością — że gdym wróciła z Aleksiejem Aleksandrowiczem do domu, powiedziałam mu wszystko... że nie mogę być jego żoną, że... i wszystko powiedziałam...
On słuchał jej słów i pomimowoli pochylał się całym korpusem, jak gdyby chciał wziąć na siebie część obarczającego ją ciężaru. Z chwilą, gdy Anna skończyła mówić, Wroński wyprostował się nagle i dumny a surowy wyraz odbił się no jego obliczu:
— Tak, to lepiej, tysiąc razy lepiej! Wiem, że ci to przyszło z ogromną trudnością — rzekł. Anna jednak nie słuchała go, gdyż chciała wyczytać mu z twarzy wszystkie jego myśli, a nie mogła wiedzieć, że ten wyraz był wywołany pierwszą myślą, jaka przyszła Wrońskiemu do głowy, a mianowicie myślą o konieczności pojedynku. Anna nigdy