Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/287

Ta strona została przepisana.

parę karych rysaków, Anna doszła do przekonania, że położenie jej nie jest tak rozpaczliwem, jak jej się zdawało dopóki siedziała w domu. Niemilknący na chwilę turkot kół, nowe wrażenia, otrzymywane co chwila na świeżem powietrzu, uspokajały ją i pozwalały zastanowić się rozważniej nad zdarzeniami, zaszłemi w ciągu ostatnich dni. Teraz i myśl o śmierci nie wydawała się jej tak straszną i sama śmierć już nie zdawała się być nieuniknioną; obecnie Anna wyrzucała sobie, że się niepotrzebnie naraziła na takie upokarzające poniżenie.
„Błagam go o przebaczenie i przyznaję się do winy... po co? Czyż nie mogę żyć bez niego?“ I nie dając sobie żadnej odpowiedzi na pytanie, jak będzie żyć bez niego, zaczęła odczytywać szyldy. „Kantor i skład. Dentysta. Tak... powiem Dolly wszystko. Ona nie lubi Wrońskiego. Będzie mi wstyd i przykro, ale nic przed nią nie zataję. Ona kocha mnie, pójdę więc za jej radą. Nie poddam się i nie pozwolę narzucać sobie niczyjej woli... nawet jego. Filipow, kołacze... powiadają, że wysyła ciasta do Petersburga; podobno woda moskiewska jest bardzo dobra do wyrobu kołaczy.“ I przypomniała sobie, że dawno, dawno już temu, gdy miała jeszcze lat siedmnaście, jeździła z ciotką do klasztoru św. Trójcy. „Jeździłyśmy jeszcze końmi. Jakie ja miałam wtedy czerwone ręce!... Ile to rzeczy, co wtedy wydawały mi się wzniosłemi i prawie że niedostępnemi, straciły dla mnie obecnie wszelką wartość, a to, co wtedy było, minęło już teraz na wieki! Czy uwierzyłabym wtedy, że mogę dojść do takiego poniżenia? Będzie się pysznił i cieszył, gdy odbierze mą kartkę! Ale ja dowiodę jemu... Jak czuć tę farbę. Po co oni ciągle malują tylko i budują? Mody i ubiory“... czytała na szyldzie. Jakiś mężczyzna ukłonił się jej, był to mąż Annuszki. „Nasze pasożyty“, przypomniała sobie okolicznościowe odezwanie się Wrońskiego... „Nasze... dlaczego nasze? Szkoda, że przeszłości nie można wyrwać z korzeniem... niemożna wyrwać, ale można zapomnieć i ja za-