Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/30

Ta strona została przepisana.

— Słyszałem kiedyś, że białe grzyby rosną przeważnie na skraju lasów, chociaż ja, co prawda, nie potrafię odróżnić białego od zwyczajnego.
Minęło znowu parę minut, oboje odeszli jeszcze dalej od dzieci i byli zupełnie sami. Serce Wareńki biło do tego stopnia, iż słyszała uderzenia jego i czuła, że blednieje, rumieni się i znowu blednieje. — Wareńce wydawało się szczytem szczęścia zostać żoną takiego człowieka, jak Koznyszew, szczególnie w porównaniu ze swą pozycyą u pani Stabl. Prócz tego była prawie pewną, że jest w nim zakochaną... i że za chwile los jej miał być rozstrzygniętym. Wareńkę zdjął przestrach, bała się i jego słów i jego milczenia.
Teraz albo nigdy trzeba było rozmówić się; tego samego zdania był i Siergiej Iwanowicz. Cała postać Wareńki, spojrzenie jej opuszczonych oczu, świadczyły o przykrem oczekiwaniu, w jakiem znajdowała się. Siergiej Iwanowicz widział to i żałował jej, czuł nawet, że nic nie powiedzieć teraz, znaczyło obrazić ją. Przechodził myślą wszystkie swe dowodzenia, przemawiające na korzyść powziętego zamiaru; powtarzał sobie nawet słowa, któremi zamierzał oświadczyć się, lecz zamiast wyrzec je, zapytał najzupełniej bezwiednie:
— Jakaż więc jest różnica między białym a zwyczajnym grzybem?
Wargi Wareńki drżały ze wzruszenia, gdy odparła:
— Jest różnica... nawet dość znaczna.
I z chwilą, gdy powiedziała to, i on i ona przekonali się, że rzecz całą należy już uznać za skończoną, że to co miało być powiedzianem, nie zostanie nigdy wypowiedzianem, i wzruszenie, ogarniające przed chwilą ich oboje do najwyższego stopnia, poczęło zmniejszać się.
— Zwyczajny grzyb ma szorstki korzeń, jak broda bruneta, nie golona przez parę dni — odrzekł zupełnie spokojnie Siergiej Iwanowicz.
— Tak, to prawda — z uśmiechem odparła Wareńka, i niezależnie zupełnie od swej woli oboje zmienili kierunek,