— Uważam, że Dolina Tęczy jest ładniejsza nawet od cmentarza, — zauważyła Una. — Bardzo polubiłam tych młodych Blythe‘ów. Strasznie miło móc pokochać ludzi tak odrazu, zresztą rzadko kiedy można kogoś pokochać naprawdę. W ostatniem swem kazaniu ojciec mówił, że należy kochać każdego. Czy to możliwe? Czy moglibyśmy naprzykład pokochać panią Aleksandrową Davis?
— Och, ojciec powiedział to tak tylko z ambony, zawołała Flora. — Pastor przecież musi tak mówić.
Do Złotego Brzegu wróciły wszystkie dzieci Blythe‘ów z wyjątkiem Jima, który wymknął się na chwilę do jednego z najodleglejszych zakątków Doliny Tęczy. Rosły tam niezliczone ilości konwalij i fiołków, które Jim codziennie przynosił matce w podarunku.
— Dzisiaj jest taki jakiś dziwny dzień, jakby człowiek oczekiwał czegoś, co ma się stać, — mówiła Flora, spoglądając na przezroczyste chmurki, wirujące ponad wierzchołkami pagórków. Ujęła się w boki, produkując taniec amerykański na grobie starego Eljasza Pollocka, ku zgorszeniu dwóch starych panien, znajdujących się właśnie na cmentarzu.
— I to jest córka naszego pastora, — biadała pocichu jedna ze starych panien.