dactwo wrodziło się w swego ojca i w przyszłości będzie równie roztargnione, jak i on.
Panna Kornelja mieszkała na połowie drogi między Glen i przystanią Czterech Wiatrów. Zajmowała obszerny dom, pomalowany na zielono i otoczony malowniczym ogródkiem. Marszałek Elliott dokoła swego domu zasadził mnóstwo młodych drzewek, w ogródku zaś kilka krzaków róż i pachnących lilij. Nic więc dziwnego, że niegdyś opuszczony zielony dom Elliottów przybrał dzisiaj całkiem inny wygląd. Dzieci z plebanji i dzieci ze Złotego Brzegu ogromnie lubiły go odwiedzać. Wysadzana klonami aleja prowadziła od przystani do samej werandy, a na werandzie, na stole przykrytym białym obrusem czekały zawsze półmiski pełne rozmaitych smakołyków.
Spokojne fale morza lizały pieszczotliwie biały piasek na wybrzeżu. Trzy wielkie statki opuszczały właśnie port, sprawiając zdaleka wrażenie roztrzepotanych białych mew. Wąskim kanałem płynął niewielki skuner. Cała przestrzeń przystani Czterech Wiatrów tonęła w purpurowym kolorycie zachodzącego słońca, przepojona subtelną muzyką fal morskich, przesiąknięta blaskiem beztroskiej radości i każdy kto to widział musiał być szczęśliwy. Lecz gdy Una skierowała swe kroki do bramy domu panny Kornelji, nogi poczęły drżeć pod nią i odmówiły jej posłuszeństwa.
Panna Kornelja była sama na werandzie, a Una lękała się, że i pana Elliotta tam zastanie. Był taki potężny, choć miał twarz łagodną, że na pewno w jego obecności Una utraciłaby resztki odwagi.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/89
Ta strona została przepisana.