Zastanowił się, gdzie mogła być Una. Może poszła na noc do dziewczynek Blythe‘ów. Często miała zwyczaj przenosić się tam do nich. John Meredith westchnął. Uczuł nagle, że mimo wszystko Una nie powinna nic czynić w tajemnicy przed nim. Cecylja na pewno by o dzieci bardziej dbała.
Gdyby Cecylja była przy nim! Jakże była piękna i wesoła! Pokoje plebanji w Majowych Wodach rozbrzmiewały jej dźwięcznym głosikiem! I odeszła tak nagle, zabierając z sobą swój śmiech srebrzysty, a pozostawiając po sobie martwą ciszę, odeszła tak nagle, że on jeszcze dotychczas nie potrafił zanalizować swych uczuć. Jakże ta piękna, pełna życia kobieta mogła umrzeć?
Myśl o powtórnem małżeństwie nigdy nie przyszła do głowy Johnowi Meredithowi. Żonę swą kochał tak szczerze, że nie mógł uwierzyć, aby zdołał kiedyś pokochać inną kobietę. Pocieszał się nadzieją, że niezadługo Flora będzie już dosyć dorosła i zajmie miejsce zmarłej matki. Do tej chwili sam będzie troszczyć się o wszystko. Westchnął znowu i wszedł do swego pokoju, gdzie zastał łóżko nieposłane. Ciotka Marta zapomniała o tem, a Mary nie mogła jej wyręczyć, bo staruszka zabroniła jej wchodzić do pokoju pastora. Lecz pan Meredith i tego nie zauważył, bo myślał znowu o żywocie świętego Augustyna.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/98
Ta strona została przepisana.