Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

żyła srebrne pantofelki. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby się przekonać, że kamienne schody, prowadzące do latami, przepełnione były chłopcami i oświetlone chińskiemi lampionami, postanowiła więc, że nie może pokazać się na tych schodach w ciężkich butach, w których odbyła całą drogę. Pantofle strasznie ją uwierały, lecz nikt nie domyślał się tego, patrząc na uśmiechniętą Rillę, wstępującą swobodnie na schody z błyszczącym wzrokiem i zarumienionemi policzkami. Gdy tylko stanęła na górze natychmiast jakiś chłopiec z za portu poprosił ją do tańca i po chwili znajdowali się już w pawilonie wybudowanym tuż obok latarni i przeznaczonym specjalnie do tańców. Śliczny to był pawilon, pokryty dachem z gałęzi jodłowych i obwieszony dokoła lampjonami. U stóp szemrało morze, z lewej strony zaglądał księżyc, a z prawej przylegały do ściany pawilonu małe skałki wyżłobione niby fotele. Rilla i jej partner zniknęli w tłumie tancerzy. Rilla oddychała z rozkoszą, wsłuchana w melodię, którą Ned Burr z Glen wygrywał na swych skrzypcach. Melodja ta posiadała dźwięk jakiejś starej baśni, która musiała oczarować wszystkich tańczących. Jaki przyjemny był chłodny powiew od strony zatoki, jaki srebrzysty był księżyc tej nocy! To było życie pełne czaru. Rilla chwilami miała wrażenie, że skrzydła wyrastają jej u ramion.