Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
FRANUŚ NAD WISŁĄ.

Franuś był spory chłopiec, siedm lat już miał, a jeszcze Wisły nie widział. Ale raz tak mówił ojciec do niego:
— Franuś! a chciałbyś ty widzieć Wisłę?
A mój Franuś jak nie skoczy ojcu na szyję, jak nie zacznie całować i ściskać — „a mój tatusiu! a mój złoty! a mój jedyny!“ — więc pojechali.
Jadą, jadą, jadą, jadą, już się Franusiowi i jeść zachciało. Kupił mu ojciec obwarzanków na Pradze. Zajadł się Franuś na swych obwarzankach i nie widział, że dojechali do długiego mostu. Naraz spojrzy przed siebie, aż tu w lewo i w prawo wielka, wielka woda. A było to w kwietniu, kiedy rzeki przybierają z wiosennych roztopów. Porwał się Franuś z bryczki i pyta:
— A co to za woda taka?