Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

— To ślaz, robaczku!
— Jakto ślaz? — Czy ja to ślazu nie znam? — Przecież ślaz ma dzwoneczko liliowo-różowe, a w każdym dzwoneczku jest jakby taki guziczek... Przecież to, co w ogrodzie koło płotu rośnie!
— Panienka wie jedno — rzekła Tomaszowa — a ja wiem drugie. Co insze jest kwiatek, a co insze korzeń. To przecie jest ślazowy korzeń; ino że pięknie opłukany i wysuszony. To lekarstwo na kaszel, na duszność. Stara Pawłowa gadać nie mogła, tak chrypiała, a jakem jej ślazowego korzenia nawarzyła, miodem pięknie osłodziła i pić dała, tak i chrypienie przepadło.
Ale Mańcia już pobiegła dalej. Leżała teraz przed nią kupka bladozielonych listków, tak otwartych, jakby skrzydełka do lotu!
— To lipa tak kwitnie! — zawołała wesoło. — A na cóż tego tak dużo?
— Ej — to się przyda! — Czasem dziecko niektóre, albo i człowieka taka gorącość ogarnie, żeby tylko pił, a pił: No, to się takiemu lipowego ziela zaparzy, coś nie-