Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

zawołała śmiejąc się Jania, bo ci w nią wróbel wpadnie. — Zawstydziła się Ewunia i na łóżku siadła. Jania już tymczasem wytrzepała jej pończoszki, już jej podała spódniczkę i szczebiocząc jak jaskółeczka, pomagała się ubierać ociężałej i powolnej dziewczynce.
— Śpiesz się, śpiesz! — mówiła. Pójdziemy zaraz do stołowego pokoju przyrządzić dla mamy i dla nas śniadanie. Ojcu już dawno podałam kawę.
Ewunia szeroko otworzyła wpół zaspane oczy. Jakto? Ona ma przyrządzać śniadanie i sobie i jeszcze komuś? — Wszakże w domu zawsze jej wszystko podawano gotowe, nie wiedziała nawet, jak i zkąd się to bierze, ani kto się tem zajmuje.
— Czy to u was sług niema? — zapytała.
— Owszem — odrzekła żywo Jania — są, ale mają one i bez tego dosyć do roboty: jedna zamiata pokoje, druga oczyszcza potrzebne do obiadu jarzyny, trzecia prasuje dla mamy czepeczki, a każda się śpieszy, bo czas nie stoi, tylko leci.