Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

Obejrzała się po pokoiku raz i drugi, chcąc odgadnąć, co w tem wszystkiem zabawnego być może, ale nie dojrzała nic zgoła. Sięgnęła po książki. Nie były ani pięknie oprawne, ani nowe, ani przepełnione obrazkami. Wiele z nich służyło tylko do nauki. Jedynym zbytkiem był piękny atlas botaniczny, rozłożony na stoliku pod oknem: tuż przy nim leżał starannie dobierany zielnik roślin swojskich. Z początku Ewunia uśmiechnęła się wzgardliwie, spostrzegłszy w nim zwykłe polne kwiatki i mnóstwo tych pospolitych roślinek, które nazywała zielskiem. Gdy jednak zaczynała się im bliżej przypatrywać, spostrzegła, iż są dziwnie subtelne i wdzięczne, a coraz żywiej zainteresowana odwracała kartkę za kartką.
Wtem drzwi otwarły się zcicha, a na progu stanęły dwie dziewczynki wiejskie. Stanęły i zobaczywszy Ewunię zatrzymały się obie.
— Niema panienki? — zapytała starsza.
— Jest! jest! — zabrzmiał wesoły głosik wracającej Jani. — A dlaczego tak późno?