Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

Naraz dał się słyszeć głos mamy, Jania wybiegła, a Ewunia sama już dla siebie doczytała opowiadania do końca.
— Ciesz się, ciesz, Ewuniu! — wołała tymczasem wracająca od mamy Jania. — Powieziemy podwieczorek kosiarzom i ojcu, bo i ojciec w polu... Bierz prędko kapelusz i schodź tu do nas na dół!
Kiedy Ewunia zeszła, pakowała Marysia na bryczkę duży kosz z chlebem, serem i sporą beczułką kwaszonych ogórków. Jania trzymała okryty serwetą koszyczek z podwieczorkiem dla ojca.
Krótką jazdę w pole do kosiarzy urozmaicał dobry humor i wesołość Jani, która okazała wiele wiadomości gospodarskich, praktycznych.
Wiecznie nudząca się Ewunia nie umiała rozróżnić pszenicy od jęczmienia, prosa od lnu, tatarki od koniczyny; z podziwieniem słuchała Jani tak swobodnie o nich mówiącej, jak o najlepszych swoich znajomych.
A nietylko nie obce jej były rodzaje zbóż i traw; umiała także nazwać każdego