Strona:Maria Konopnicka - Ludzie i rzeczy.djvu/323

Ta strona została skorygowana.

stu pięćdziesięciu latach przeszło, budzą jeśli nie ten sam zachwyt, to przynajmniej toż samo zainteresowanie.
Czasy ich narodzin nie były co prawda czasami wielkiej sztuki; tem ciekawszym przeto jest fakt, że na tle powszechnego baroku, jasełka występują w całym spokoju swoich prostych, jasnych linij. Może szczęśliwsza tradycya, a może ludowość ich sama ochroniła je od tych zmanierowanych, rozwichrzonych ruchów i draperij, które w dziełach rzeźby ogólnie wówczas obowiązywały.
Niemal wszystkie wielkie klasztory włoskie owej epoki miały swoje, mniej więcej sławne żłobki.
Zapotrzebowanie ich w pierwszej ćwierci XVIII-go wieku było tak wielkie, że osóbki jasełkowe zawalają całe pracownie rzeźbiarskie i trzymają przy dłucie całe szkoły snycerszczyzny, a praca około tych niezliczonych „Figurine di Presepio,” doskonale opłacaną bywa. Jezuici szczególniej płacą bardzo pokaźne sumy: żłobki ich wszakże nie były nigdy wykonywane przez mistrzów; zbyt bowiem wiele wymagań kładą „czarni” ojcowie w swoje z snycerzami pakta. Musiał u nich być zawsze i heretyk, dyscypliną przez piekielną gawiedź smagany, i lucyper, gryzący w niemej wściekłości swój krowi, lub wężowy ogon; musiał w trzejkrólowej świcie występować sam „Padre” Lojola, a szeregi procesyo-