Strona:Maria Konopnicka - Miłosierdzie gminy.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale pan radca, świeży urzędnik z wyborów, nie lubi tracić sposobności do małych przemówień, któreby gruntowały popularność[1] jego. Chrząka tedy i, oparłszy obie dłonie na pulpicie[2] swego biurka, tak rzecze:
— Wiadomo panom, jak opiekuńcze są ustawy gminy. Wiadomo panom, że gmina nie dozwala cierpieć nędzy żadnemu z członków swoich. Ociera łzy, odziewa nagich, karmi głodnych, bezdomnym daje dach nad głową, słabych wspiera.
Tu czując, że mu się ten frazes[3] udał, robi krótką, lecz znaczącą pauzę. Obejmuje potem oczyma obecnych i tak mówi dalej:
— Ustawy gminy są ustawami chrześcijańskiego miłosierdzia; są one nie tylko naszą zdobyczą cywilizacyjną, ale naszą chlubą. Tak jest, panowie, one są naszą chlubą! Wiadomo panom, że młodość nie trwa, siły opuszczają, choroba i bieda łamie. Jest to powszechne prawo, któremu ulega świat cały. Ale nasza gmina podejmuje walkę z tem prawem. W jaki sposób? W bardzo prosty: przygarnia tych, których skrzywdziło życie, przygarnia nędzarzy i wydziedziczonych, przygarnia kaleki i niemocne starce!

Tu pan radca dziwi się, że mu tak dobrze idzie, i znów robi pauzę. Żal mu poprostu, że słucha go tak mała garstka ludzi. Taka mowa,

  1. Wziętość.
  2. Pulpit — podstawka do kładzenia książek, nut i t. p.; wierzchnia pochyła deska biurka, ławki i t. p.
  3. Zwrot mowy.