Strona:Maria Konopnicka - Miłosierdzie gminy.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co? W domu i to się przyda — perswaduje[1] Kissling.
Pan radca bystrem okiem po obecnych wodzi. Chwila wydaje mu się odpowiednią do zagajenia licytacyi. I tak sprawa ta przeciągnęła się nad miarę dzisiaj. Za dużo było ciekawych.
Dobywa zegarek, podnosi go blizko do oczu, porównywa ze ściennym zegarem gminy i, skinąwszy na woźnego, rzecze pełnym inicyatywy[2] głosem:
— Moi panowie, kończmy! Kandydat, przedstawiony wam przez sekcyę dobroczynności gminy, ze wszech miar zasługuje na waszą uwagę. Zdrów jest, niezbyt podeszły w latach, siły dobrze mu służą i do każdej lżejszej roboty przydać się w domu może. Kto z panów reflektuje[3]. I z jaką dopłatą?
Cisza nastaje po tych słowach pana radcy. Jaki taki liczy się z potrzebą posługi i z groszem.
Sprüngli porusza się i przestępuje z nogi na nogę. Zauważył to pan radca i, skłaniając się uprzejmie w stronę powroźnika, rzecze:
— Moi panowie, pan Sprüngli zaczyna. Panie Sprüngli, prosimy! Jakiej dopłaty żądałbyś pan od gminy za przyjęcie w dom swój kandydata?

— Dwieście franków![4] — rzecze powroź-

  1. Tłómaczy.
  2. Inicyatywy — rozpoczęcie, otwarcie czego, wystąpienie z projektem.
  3. T. j. zgłasza się do czegoś, podejmuje się czegoś.
  4. Frank — moneta francuska (także szwajcarska) wartości 38 kop.