Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

najcudniejsza pieśń, jaką kiedykolwiek ucho ludzkie słyszało.
Dźwięki jej rozkwitały z niezmierną świeżością uroszonych pąków, wprost z nieobjętych wzrokiem, przelewających się przez wręby widnokręgu pól radości życia i wiosennych czarów...
Jakieś bajeczne perspektywy księżycowych świateł, jakieś mżące rozpylonym seledynem dale, jakieś otchnione delikatnym różem srebrzyste tumany objęły mnie i zawarły w sobie tak, iż sam stałem się pieśnią i czułem, jak dźwięczę i śpiewam...
Nie znałem słowa, a i teraz nie znam, któremby nazwane być mogło to oczarowanie. Było ono jednak do tego stopnia silnem, iż potęgując zrazu rozkosz widzenia, wkrótce ją przemogło. Zamknąłem oczy, ręce mi się rozplotły, opadły, oddałem się cały tej fali, która mnie niosła i dźwięczała we mnie...
W tej samej wszakże chwili uczułem