Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/207

Ta strona została skorygowana.

Służbę ideału pełni, jak wyznawca, a nie jak prorok, i nie jak męczennik.
Nigdy też pieśń Asnyka prorocką nie była, choć kapłańską i królewską bywała, a ci, co poetę wieszczem nazwali, omylili się co do samej natury jego pieśni.
W najwyższem nawet, w orłowem niemal podniesieniu swojem, pieśń ta nie wzbiła się nigdy na wielkie Patmos ducha, gdzie tylko ogromny pęd rzucić może, ale gdzie wzlot nigdy nie uniesie pieśni.
Sfera burzy, »sfera ulewy i grzmotu« nie była przyrodzoną Asnykowi, chociaż poeta był ptakiem nie małego, lecz dużego lotu.
Mickiewicz musiał hamować pęd swojego ducha, jeśli ominąć chciał tę przyrodzoną sobie sferę: Asnyk nie dolatywał jej, miał inne horyzonty pieśni. Pieśń ta nie wydzierała przyszłości tajnych jej zamysłów, nie widziała słońc, które jeszcze ziemi nie wzeszły. Wiedziała, że ta przyszłość zamysły swoje odsłoni i spełni, że słońca kiedyś zaświecą; ale ich nie zdobywała dla swego dziś — przebojem.
Wiedząca była, mądra była, rozumiała konieczności i logikę faktów, ale widzącą nie