Strona:Mark Twain - Pretendent z Ameryki.djvu/31

Ta strona została przepisana.

itości i zuchwałości barw, ale podobały się barbarzyńskim oczom earla, zadawalniały również jego zamiłowanie symetrji, nie zostawiając wolnego miejsca na froncie domu.
Lady Rossmore i jej córka brały udział w czuwaniu przy zwłokach do północy i pomagały dżentelmenom rozstrzygnąć sprawę, jak w dalszym ciągu należy postępować ze szczątkami. Rossmore uważał, że trzeba je odesłać do domu z komentarzem i odpowiednią rezolucją — niezwłocznie. Ale żona miała pewne zastrzeżenia. Powiedziała:
— Czy wyślesz wszystkie trzy kosze?
— O tak, wszystkie!
— Wszystkie naraz?
— Ojcu? Nie, nigdy! Pomyślcie o wrażeniu. Po kolei. Będę je wysyłał stopniowo.
— Czy to wywrze pożądany efekt, ojcze?
— Tak, córuchno. Pamiętaj, że ty jesteś młoda i elastyczna, ale on jest stary. Gdybym posłał mu wszystko odrazu, nie byłby w stanie tego przeżyć. Ale łagodnie — jeden po drugim w odpowiednich odstępach czasu — przyzwyczai się do tego do chwili, w której odbierze wszystkie. Zresztą bezpieczniej jest wysłać trzema okrętami. Na wypadek burzy i zatopienia.
— Niepodoba mi się ten projekt, ojcze! Gdybym była jego ojcem, to byłoby dla mnie straszne otrzymywać go tak... tak...
— Na raty, — poddał Hawkins poważnie, dumny, że może być pomocny.
— Tak, to byłoby straszne odbierać szczątki tak po trochu! Przez cały czas miałabym wrażenie, że wisi nademną niepewność... żeby na tak żałosną rzecz, jak pogrzeb, czekać, odwlekać, oczekiwać, niepokoić się...
— Ależ nic podobnego, dziecko! — powiedział earl pocieszająco. — Nic podobnego. Taki stary dżentelmen nie zniósłby długiej niepewności. Będą trzy pogrzeby!
Lady Rossmore spojrzała zdumiona, mówiąc:
— Więc w jaki sposób ma to być dla niego ulgą? Mylisz się, przypuszczam! Powinien być odrazu pochowany, oto moje przekonanie!
— I moje, — powiedział Hawkins.
— I moje również, — dorzuciła córka.
— Mylicie się wszyscy, — powiedział earl. Sami to przyznacie, pomyślawszy chwilkę. Tylko jeden z tych koszów zawiera jego zwłoki.
— A więc w takim razie, — powiedziała lady Rossmore, — sprawa jest zupełnie prosta. Trzeba pochować ten jeden kosz.
— Oczywiście! — dodała lady Gwendolina.
— Nie, to nie jest proste, — zawołał earl, — ponieważ nie wiemy, w którym koszu spoczywa. Wiemy, że jest w jednym z koszów, ale nie wiemy, w którym. Teraz, przypuszczam, przyznacie mi słuszność. Trzeba urządzić trzy pogrzeby — innej rady niema!
— Więc trzy mogiły, i trzy pomniki, i trzy napisy? — spytała córka.
— No tak — oczywiście — żeby być w porządku. Już ja w tem!
— To niemożliwe, ojcze! każdy z tych napisów opiewałby to samo nazwisko i ten sam fakt i mówił, że on jest w każdej i we wszystkich tych mogiłach, a to nie byłoby zgodne z prawdą!
Earl niezręcznie poruszył się w fotelu.
— Tak, — powiedział — to jest przeszkoda. To poważna przeszkoda. Teraz nie widzę wyjścia.
Przez chwilę panowało ogólne milczenie. Poczem Hawkins powiedział:
— Wydaje mi się, że gdybyśmy zmieszali te trzy wartości...
Earl pochwycił go za rękę i uścisnął z wdzięcznością.
— To ratuje sytuację! — powiedział. — Jeden okręt, jeden pogrzeb, jedna mogiła, jeden pomnik — to wspaniale pomyślane. Ten pomysł przynosi ci zaszczyt, majorze Hawkins, ratuje mię w trudnem położeniu i oszczędzi cierpienia biednemu staremu ojcu. Tak, pojedzie w jednym koszu.
— Kiedy? — spytała żona.
— Jutro, oczywiście!
— Jabym poczekała, Mulberry!
— Czekać? na co?
— Przecież nie chcesz złamać serca temu osieroconemu starcowi!
— Bóg wie, że tego nie chcę!
— A więc zaczekaj, aż przyśle po szczątki syna. Jeśli to zrobisz, nie będziesz miał na sumieniu, iż wymierzyłeś mu największy i najboleśniejszy cios, jaki może spotkać ojca — mówię o pewności, że syn jego umarł. Gdyż on nigdy nie upomni się o jego prochy...
— Dlaczego?
— Ponieważ wtedy dowiedziałby się prawdy i pozbyłby się jedynej cennej rzeczy, która mu pozostała, niepewności i głu-