Strona:Moi znajomi.djvu/295

Ta strona została uwierzytelniona.

...Mężu, mężu wstań prędko, bo otwarte jest wszystko,
Jeszcze kury nie piały, jak psy we wsi szczekały,
Nieboga tutaj była, palcem mi pogroziła...

Zbici w kupkę, nie śmieliśmy przy tym epilogu spojrzeć poza siebie, a jeżeli stara Meresia drzemiąc pod piecem warknęła we śnie, dech w nas po prostu zamierał. Przez cały wieczór nie wypuszczaliśmy potem z objęć owego stołka, który reprezentował «najmilejszego Jacka», odziewaliśmy go w jednę i w drugą chustkę, żeby mu tylko zimno nie było, pakowaliśmy go pod Anusiną pierzynę, i wszyscy kolejno dawaliśmy mu «piersi», pomimo odstręczającego zachowania się jego czterech, zawsze sterczących do góry nóg, z któremi rady sobie dać nie było można, a to wszystko, aby tylko matka jego nie wstała z grobu i nie pogroziła nam palcem...
Za tą książczyną z «Gorzkiemi żalami» zasuniętą zwykle bywała na oknie talia starych, bawełną przewiązanych na krzyż kart, z których Anusia w niedzielne popołudnia układała «pasyanse».
Pasyanse te były różne, miały też rozliczne kombinacye i nazwy; ale pamiętam dwie tylko: «Krzyżówkę» i «Kapryśną damę». Daleko większą powagę i wiarę miała «Krzyżówka». «Ka-