Strona:Nasza szkapa (Konopnicka) 12.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

nął i, oglądając się raz wraz na siennik, w trzy migi »Ojcze nasz« i »Zdrowaś« przeszeptał, takżem ja ofiarowania nie zaczął, a on już się w piersi bił, aż dudniało w izbie, i, tylko katankę[1] zrzuciwszy, zaraz się od pieca położył. Co prawda, to i ja miałem myśl, żeby się od pieca położyć; ale mi się z Felkiem zaczynać nie chciało, więc palnąłem go w ucho i położyłem się od ściany, a Piotrusia tośmy między siebie wzięli. Zrazu zdawało mi się, że mi głowa gdzieś z karku ucieka, bom do poduszki nawykł, ale potem podłożyłem sobie łokieć i dobrze.
— Czemże ja was, robaki, odzieję? — rzekł ojciec, patrząc, jakeśmy się jeden do drugiego tulili.
Obejrzał się po izbie, zdjął z kołka swój granatowy płaszcz i rzucił go na nas.
Wrzasnęliśmy z uciechy i natychmiast powsadzaliśmy ręce w rękawy. Piotruś tylko piszczał, nie mogąc do nich trafić, aleśmy go z głową peleryną nakryli, więc ucichł. Ojciec, nim się położył, raz jeszcze podszedł do nas.
— No i cóż? ciepło wam, bąki? — zapytał.
— Mnie tam ciepło — odpowiedziałem z głębi płaszcza.
— A mnie jak! — krzyknął Felek. — O, proszę ojca, jak mi to gorąco.
I wystawił swoje długie, chude nogi, żeby okazać, jako o przykrycie nie dba.

Istotnie, przyjemne ciepło szło na nas z pieca,

  1. Katanka — kaftan, kurtka.