Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 05 - Łokietek.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale dla chłopa zboże to sakrament, — kiedy je kto tratuje, jakbyś po świętości deptał.
To też uklękła gromada przed łanem, wyciągają ręce, oczy w górę wznoszą, łzy płyną im po twarzach ogorzałych, jak do Pana Boga modlą się jękiem i płaczem.
Będzie się kto mitrężył takiem przedstawieniem, kiedy zając czmycha przed psami! Kańczugiem w lewo, w prawo, żeby nie stali na drodze, i szust dalej przez pole, tylko słoma trzeszczy, a kłosy i bez sierpa kładą się na ziemię.
Wtem kurzawa na gościńcu: jadą królewskie karoce.
Widzi Kazimierz płaczących chłopów, więc zaraz każe stanąć, rozpytuje. Gniewem królewska twarz płonie, groźnie wzywa panów przed swoje oblicze: pod strażą stoją, jako winowajcy, oni, panowie i rycerze!
Król sądy odprawuje: szkodę obliczyć każe, z pańskiego śpichrza zwrócić stratowane zboże, — ale mu tego niedosyć. A plagi?
Za plagi niesprawiedliwe chłop z rozkazu króla uderza w pańskie plecy tym samym kańczugiem.
To już chyba za wiele! Co on sobie myśli, ten chłopski opiekun? Czyż takiego rycerze słuchać będą? Nie posiedzi on długo na krakowskim tronie, pokażą mu panowie, co znaczy ich wola.
Tak srodze pohańbieni, kraj opuścili natychmiast, — nie wrócą do wsi swoich, póki panuje Kazimierz, — później inny będzie porządek.
Udali się do dzikich, pogańskich Jadźwingów, co w puszczach i błotach aż za Bugiem siedzą i gotowi są zawsze do łupieskiego napadu. Złote