Wśród gór Karpackich, w zamku starożytnym
Mieszkał rycerz zawołany:
Był on przed laty i sławnym i bitnym,
Lecz dzisiaj wiekiem złamany,
Już tylko dawne wspominając boje,
Patrzał z westchnieniem na wiszącą zbroję.
W starości jedna została otucha:
Syn, w którym miał się odrodzić,
W nim z młodu niecił wojennego ducha,
Uczył, jak na ostrze godzić:
A gdy Zawisza już umiał wojować,
Sam ojciec chciał go rycerzem pasować.
W obliczu ludu, wśród pańskiej świątnice
Bierze młodzian cześć rycerza,
Ojciec mu wkłada pancerz i przyłbicę
I mieczem trzykroć uderza,
I mówi, oręż mu dając niezmierny:
— Broń swej ojczyzny, bądź kochance wierny.
Zawisza Czarny, — gdyż z tego imienia
Znany był później u świata —
W ciężkiej kolczudze, nie tknąwszy strzemienia,
Lekko wskoczył na bachmata
I gdy wesoło pośród szranków pląsał,
Wywijał mieczem, kopiją potrząsał.
Wkrótce się wsławił czyny walecznemi,
I tak śmiałość jego znano,
Że w Niemczech, Włoszech i tureckiej ziemi,
Kiedy kogo wychwalano,