Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 08 - Jagiellonowie.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

znano takich biedaków, chciwych wiedzy, gotowych się uczyć o chłodzie i głodzie, i czuwano nad nimi.
Poczciwy ksiądz zabrał chłopca do swej celi, podzielił się wieczerzą, dał kącik do spania, przekonał się, co umie, wpisał go do szkody[1] i nauczył, jak żyje żak ubogi.
Żakiem był równie uczeń akademji, jak szkoły przygotowawczej do tego najwyższego zakładu; żaków w Krakowie było do kilku tysięcy, a wielu z nich nie miało żadnej pomocy z domu; trzeba ich było żywić.
Jak? kto ich będzie żywił? — Całe miasto. — Akademja budowała dla nich bursy, t. j. przytułki, gdzie mieli mieszkanie, — mieszczaństwo dawało obiady. — Gdy uderzyła godzina 12-a, z burs, szkoły, akademji sypały się roje małych i starszych chłopców, a każdy z garnuszkiem w ręku, każdy szedł prosto do swej gospody, t. j. domu, w którym się zobowiązano dostarczyć mu gorącego pożywienia, — tam gospodyni życzliwie i hojnie napełniała garnuszek, dała kromkę chleba i dobre słowo, uśmiech macierzyński, a chłopczyna smacznie spożywał swój obiad, był syty i wesoły.
Nie uważano tego za jałmużnę, — to tylko chętna i serdeczna pomoc dla ubogiej młodzieży, która może z czasem stanie się chlubą kraju i hojnie odpłaci za te skromne obiady.

I Grześ z Sanoka poszedł nazajutrz z garnuszkiem do wskazanej gospody; — wstydził się z początku, potem zaprzyjaźnił z dobrymi ludźmi i szedł śmiało: wiedział, że mu są życzliwi, że się dzielą, czem mogą i jak mogą.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – szkoły.