Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 08 - Jagiellonowie.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Bo też nie było chyba w całym Krakowie domu, gdzieby nie wydawano obiadu dla żaków, — zacząwszy od królewskiego zamku, wydawali wszyscy: duchowieństwo, mieszczanie, panowie w mieście zamieszkali, jeden mniej, drugi więcej, na co kogo stać było.
Oprócz obiadów rozdawano buty, odzież, czasem za naukę dzieci mieszczanin dawał żakowi mieszkanie i życie całodzienne, zdarzały się niekiedy i zarobki: ktoś pragnął list napisać, a nie umiał, prośbę, powinszowanie, nawet wiersze, — za parę groszy żak zrobił to chętnie.
Na Boże Narodzenie chodzili z kolędą, obnosili jasełka, czyli szopkę, śpiewali, pokazywali różne figle, — starsi w kościołach nawet dawali przedstawienia „o męce Pańskiej“, albo i „ucieszne, mięsopustne“. — Potem zmieniono ten zwyczaj, bo w kościele bywało zbyt wesoło.
Takie życie prowadził i Grzegorz z Sanoka; ukończył akademję, wybrał się do Rzymu, tam pierwszy może z Polaków zapoznał się z poezją grecką, a po powrocie opowiadał innym to, czego sam się nauczył.
W taki sposób dostarczała akademja krajowi sławych i uczonych mężów, dzięki którym przezwano ją „matką nauk na północy“, a cudzoziemcy tak licznie spieszyli w jej progi, że wśród słuchaczy wielu było Czechów, Węgrów, Serbów, nawet Niemców. Ponieważ wykładano tylko po łacinie, więc rozumiał każdy człowiek wykształcony, jakiejkolwiek był narodowości, i każdy cudzoziemiec mógł wykładać.
Tak świetnie wyglądała akademja za Kazi-