Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

chwalić się nie może, bujnych łąkach, które podziwiał, wioskach i miasteczkach, do Leszczyńskiego należących.
I przyznaje w duszy ten obcy monarcha, iż wielu panujących książąt za granicą nie posiada takiej fortuny.
Skończono wreszcie ucztę, dzień się skończył, i wojewoda sam prowadzi gościa do przeznaczonych komnat. Tu na skinienie króla znowu pozostali sami.
— Jutro jadę o świcie, mości wojewodo — rzekł Karol — nie będzie więc już czasu na rozmowę, a chciałbym usłyszeć jeszcze twoje słowo. Co prawda, nie spodziewałem się z waszej strony oporu.
— Nie powinno was to dziwić, miłościwy królu — odparł po chwili namysłu Leszczyński — i muszę powtórzyć, co już powiedziałem: radbym z duszy uczynić, jako chcecie — a nie mogę.
— Ależ dlaczego? dlaczego?! — pytał niecierpliwie Karol. — Toć sami wiecie, że August jest zdrajca, że chciał ze mną podzielić się waszą ojczyzną, że porwał obu synów Sobieskiego i ukrył gdzieś w Saksonji, aby naród żadnego obrać nie mógł, że przecie zrzekł się tronu i podpisał, że do niego pretensji nie ma, — więc czegóż chcecie więcej? A z drugiej strony rozumiecie dobrze, jakiego potrzebuje kraj monarchy, jaką korzyść dać mu może przyjaźń Szwecji. W waszej mocy przywrócić ojczyznie porządek, zapewnić bezpieczeństwo — i nie chcecie, czy nie macie odwagi! Lepiej o waszem sercu rozumiałem.