Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

mieni w ozdobach królewskich nosiła zwyczajne szkiełka, nigdy jednak nie miała dosyć, aby dopomódz tak, jak chciała, wszystkim, którzy się do niej zgłaszali.
Razu jednego ktoś prosił jej syna o drobną pomoc pieniężną.
— Nic nie mam — odpowiedział — mama zabrała mi wszystko.
Nic dziwnego, że lud francuski znał i kochał swoją królowę, ubóstwiali ją zwłaszcza biedni wyrobnicy, których małe zarobki nie wystarczały zwykle na potrzeby licznej rodziny. Marja opiekowała się nimi najchętniej.
Unikając najstaranniej zabaw dworskich, lubiła w gronie zaufanych dworzan zwiedzać miejsca zabaw ludowych i patrzeć na rozrywki swych poddanych w chwilach wolnych od ciężkiej pracy.
Raz w ogrodzie publicznym otoczył ją tłum taki, iż ruszyć się z miejsca nie mogła. Matki wysoko podnosiły dzieci, aby chociaż zdaleka zobaczyły dobrą królowę, inne chciały koniecznie dotknąć się jej sukni.
Wreszcie królowa znużona tą ciżbą, chciała wrócić do domu, lecz daremnie dworzanie usiłowali otworzyć jej drogę. Było to niepodobieństwem.
Wówczas Marja skinęła, że chce mówić. Uciszyło się nagle, jakby tłum oniemiał. A wtedy rzekła z łagodnym uśmiechem.
— Kochane dzieci, wiem, że kochacie mię z całego serca, bo i ja was tak kocham, więc proszę was, dla tej miłości pozwólcie mi wrócić do domu.