Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
Ostatnia elekcja.


Na polu pod Warszawą stanęły znowu województwa na miejscach swych, w porządku, bardzo strojne — ale nieliczne. Gdzie roiło się tysiące szlachty, tam zasiada dziś kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu czasem. Niema sporów i gwaru, — przybyli spokojnie, oczekują w milczeniu na pytanie, odpowiedź najwidoczniej będzie jedna: z tych, co przybyli, nikt nie wątpi o tem.
Oto nadjeżdża prymas w złocistej karecie, w cztery konie z czubami złocistemi, mieni się uprząż od drogich kamieni, lśni od złota i klejnotów jego świta.
Zatrzymuje się przy województwach, staje przed każdą ziemią, pyta: kogo życzą na króla.
Z każdej gromadki występuje paru i oznajmiają zgodnie, że w imieniu wszystkich obierają Poniatowskiego Stanisława.
I nigdzie sporu, nigdzie innego imienia, jak gdyby wszystko było ułożone, jakby w tych kilku ustach spoczywała obmyślona przedtem wola całego narodu.
Prymas wszedł na wzniesienie i raz jeszcze pyta po trzykroć, czy nikt się nie sprzeciwia, by ogłosił królem Stanisława Poniatowskiego.
Milczenie. Więc wymawia uroczyste słowa — i elekcja skończona.
Rozjeżdżają się wszyscy, — krótko trwała dziś ta ceremonja, — pole puste, kraj ma nowego pana.