Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmaicie odbywały się dotąd elekcje: były poważne i zgodne, były bardzo smutne, gdy płynęła krew bratnia, — takiej nie było nigdy.
I możnaby się cieszyć z tego porządku i zgody, gdyby one wypływały z własnej woli, ze zrozumienia, że tak być powinno. Ale niestety, cała tajemnica tej niezwykłej jedności — to rosyjskie wojska, stojące opodal.
Silny sąsiad rozkazał obrać króla Stanisława, więc obrano go zgodnie. Niewielu na ten obiór przyjechało, bo i pocóż przyjeżdżać, jeśli za głos i podróż nikt nie płaci?
Tak skończyła się »wolna elekcja«, na nieszczęście kraju wymyślona, którą już Batory i Zamoyski chcieli zmienić, a szlachta z takim uporem broniła.
Broniła, bo przekonała się prędko, że to łatwy zarobek.

W elekcji każdy swego kandydata broni,
Wszyscy na koń siadają, i podług zwyczaju
Zaraz panowie partje formują po kraju:
Ten mówi do mnie z miną rubasznie przyjemną —
»Kochany, panie Piotrze, proszę, bądź waść ze mną!
Między nami tę wioskę weź niby w dzierżawę«.
Drugi żebym był za nim, puszcza mi zastawę,
Ten daje sumę, i tak się człowiek zapomoże.
Prawda, z tego wszystkiego do czubów przyjść może,
I tak było po śmierci Augusta wtórego:
Ci bili Sasów — owi bili Leszczyńskiego,
Palili sobie wioski; no, i cóż to szkodzi?
Obce wojsko jak wkroczy, to wszystkich pogodzi.
Potem amnestja, panom buławy, urzędy,
Szlachcie dadzą wójtostwa, obietnice, względy —
Nie byłoż to tak dobrze?[1]


  1. Przypis własny Wikiźródeł Julian Ursyn Niemcewicz, Powrót posła, Akt III, scena V.