Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten sam Strawiński wręczył go królowi w sierpniu. Zrobił to bardzo zręcznie i odważnie. Z dwoma tylko towarzyszami przyjechał do Warszawy, niby z prośbą do króla, i tę prośbę do ręki oddał mu publicznie w zamku. Potem jak niewiniątko wyszedł i wyjechał, zanim król przeczytał »prośbę«.
Pochwalono Strawińskiego za tę sztukę, nie wiedząc, że to znowu odepchnęło króla od konfederacji: jakże ma łączyć się z tymi, którzy pozbawili go tronu? Teraz ich zwalczyć pragnie wszystkiemi siłami, żeby wyroku swego nie spełnili!
A tymczasem w największej tajemnicy powstał znów nowy projekt porwania króla gwałtem. Skoro go będą mieli w swojej mocy, musi śpiewać, jak mu rozkażą.
Rozumie się, że Strawiński to wykona, lecz musi mieć wspólników, a wybrać ludzi trudno, bo nikomu mówić nie można, o co chodzi. Ślepem narzędziem niekażdy chce zostać, więc też wybrał nieosobliwie: unikał poważniejszych, rozważniejszych, obawiając się pytań; byle zuch — będzie dobry.
I najgorzej sam na tem wyszedł.
Kiedy zbłądzili w nocy, trzeba się było rozdzielić: króla pod opieką paru dzielnych zuchów pozostawił w karczmie czy młynie gdzieś pod Marymontem, a sam udał się z przewodnikiem, aby sprowadzić resztę towarzyszy, która czekała w umówionem miejscu.
Oczekując dość długo, król miał czas ochłonąć z pierwszego przerażenia, zebrać myśli. Modlił