Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 13 - Czasy saskie, Stanisław August Poniatowski.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

ski: stary jest i poważny, — taki brzydki od strony Warszawy! — to nie pieścidełko podług jego gustu, on stworzy coś dla siebie, coś swego własnego.
I zbudował włoski pałacyk w Łazienkach.
Tu inaczej. Nie słychać gwaru miasta, można zapomnieć o niem, o wszystkich sprawach państwa, o wszystkich kłopotach, jak gdyby ich nie było. Tu cisza, drzewa szumią, woda płynie cicho, z dwóch stron oblewa pałac, przed nim klomby, kwiaty, posągi, fontanny. I powietrze tu inne, pełne chłodu i wilgoci, czyste jak na wsi, bo miasto daleko: na Krakowskiem Przedmieściu kończyła się wtedy Warszawa.
W tym pałacyku król lubi się bawić, tutaj najchętniej w lecie odpoczywa, w zimie nawet niekiedy tu szuka rozrywki.
A w lecie tu dopiero czuje się u siebie: tak wszystko lubi, jak tu urządzono: sale niewielkie, ale gustowne, bogate, na ścianach malowidła i obrazy, meble pięknie dobrane, lustra, marmury, figurki, pełno kosztownych cacek (do obcierania z kurzu), rzadkich roślin. Najwięcej pokoików bardzo małych, na parę — kilka osób, dla wybranego grona, — parę tylko sal większych.
W jednej z nich stół nakryto na kilkanaście osób: dziś przypada obiad czwartkowy.
We czwartki król zaprasza na obiady ludzi, których chce poznać bliżej, i przyjaciół. Więc nieznany jeszcze nikomu młodzieniec, który zajął króla jakimś udatnym wierszykiem: może z niego będzie poeta, — trzeba go poznać, dopomódz.