Strona:Nowy Nick Carter -11- Bezbarwne żyjątka.pdf/32

Ta strona została uwierzytelniona.

(A więc nazajutrz po dokonaniu zbrodni — przemknęło przez myśl detektywowi.)
— A pan by go nie mógł zastąpić w naszej sprawie? — rzekł głośno i znacząco — pieniądze są mi bardzo potrzebne...
— A dużo pan tego przy sobie ma? — rzucił napozór niedbale człowiek za ladą.
— Ze cztery tysiączki będzie — nowiuteńkie dolary, aż szkoda wydać...
— TA-AK.. Proszę, pan będzie łaskaw przyjść do mnie wieczorkiem — może nawet dziś jeszcze — porozmawiamy. Pan sam w Paryżu?
— Żywa dusza nie wie o moich zamiarach. Niech pan także nie wypaple się przed kim!...
— O mnie może pan być spokojny! Więc dziś o 8-ej, tak? Czekam w sklepie na pana.
Nick Carter zobaczył z pod oka, jak ręce obcego człowieka mimowoli wykonały zaborczy ruch, niby drapieżne szpony.
Punktualnie o 8-ej zgodnie z umową, detektyw stał przed sklepem.
Pomocnik pana Leblanc stał już w progu z lampą w ręce.
— Cieszę się, że pan jest punktualny — po-

30