Strona:Oświęcim - pamiętnik więźnia.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

200 do 250 osób w sztubie/, wtedy sypiamy na sienniku we dwójkę. Dla ludzi bardzo nerwowych przez to samo sen bywa przekreślony lub też ucięty do kilku zaledwie godzin w ciągu nocy. Nie zaliczałem się bynajmniej przedtym do osobników szczególnie nerwowych, ale sam doświadczyłem ciężko tej udręki. Bo partner np. kręci się, nie może się ułożyć; albo znów inny chrapie tak przez sen, że niepodobna usnąć; inny znów ma szczególny sen: wybucha wciąż gadaniem, zrywa się, nagle siada. No i ściąga też koce, którymi się wspólnie na tym sienniku przykrywamy.
Jeszcze gorzej się robi wraz z chłodami, zimną jesienią, pluchą. Wszyscy niemal w pierwszym dniu chłodu przeziębiamy się. Bo aż do mrozów prawie jesteśmy boso i w drelichach, a nawet później, gdy zezwalano na dosyłanie ciepłych rzeczy, na zachowanie własnego obuwia, mało kto miał możność zabezpieczyć się od zaziębienia, przemarznięcia i chorób. Otóż powszechną, nagminną chorobą były rozstroje pęcherza i żołądka. Niezależnie od choroby wielka ilość płynów w pożywieniu i częste dawanie ziółek o własności moczopędnej na kolacje, powodują niezwykłe ożywienie pracy pęcherza. Nocny ruch z sienników, między siennikami, do ubikacji — to były istne pielgrzymki, trwające właściwie przez całą noc. Jeśli twój partner potrzebował wstawać w nocy, budziłeś się. Nawet nie mogłeś kląć, bo cóż miał biedak począć? Zresztą gorzej było, jeśli który nie wstawał, a miał pęcherz tak zaziębiony czy chory, że nie kontrolował już oddawania moczu, potrafił nie budząc się nawet, jak małe dziecko, zalewać wspólny siennik. Na tym tle w każdej sztubie bywały najostrzejsze wymyślania, kłótnie, bójki, bo niezawsze przecie poszkodowany partner rozumiał, że taka przykrość jest wynikiem choroby. Ja to rozumiałem, ale gdy mi się zdarzyło kilkanaście razy doświadczyć tego osobiście, przyznaję, że zaciskałem zęby z nierozumnej wściekłości, odczuwanej mimo wszystko do tego biednego człowieka. A sen już w każdymbądź razie był stracony, bo trzeba było jakoś manipulować nieszczęsnym siennikiem, obracać go itp. A pozatym człowiek przewidywał już poranne następstwa tego faktu, gdy podczas sprzątania sienników wpadnie na to kontrola; trzeba było przemyśliwać sposoby zabezpieczania siebie i nieszczęśliwca od bicia i kary za mokry siennik... Ktoś na wolności, nie znający obozu może sobie myśleć, że to są przecie drobnostki. Ale my tam, w obozie wiemy, że wraz z nastaniem chłodów, gdy jeszcze nadomiar złego przyjdzie natłok ludzki i wypadnie z kim ”dzielić łoże”, te ”drobnostki” wyrastają do rozmiarów dotkliwej męczarni... Bo człowiek, zamęczony gorzej od najgorszego pociągowego zwierzęcia, potrzebuje koniecznie, jak każde zwierzę, choć kilku godzin zapomnienia i odpoczynku we śnie.

— — —

Należy teraz powiedzieć parę słów o naszym rozkładzie dnia w obozie. Wstaje się rozmaicie: latem bardzo wcześnie, o godz. 4-ej już budzą. W zimie — około 6-ej. Zaraz po wstaniu trzeba sprzątnąć posłanie, dyżurni sprzątają izbę, reszta idzie się myć, potym ubiera i dostajemy śniadanie. Kawę przynoszą do bloków z kuchni w kotłach. Po śniadaniu /a więc między 5-tą a 7-mą, zależnie od pory roku/ — zbiórka przed blokiem, wymarsz na plac apelu, apel /trwający zasadniczo pół godziny/. Po apelu, formowanie kolumn roboczych, wymarsz do pracy /przygrywa nam do tego orkiestra, złożona z więźniów!/, która trwa od godz.7–8 do 11–12. Powrót na obiad, przed obiadem apel /pół godz./ znów praca od 13–17–18; w zimie praca trwa około 8–9 godzin, w lecie 9–10 g. dziennie. Powrót do obozu, apel /pół godz./, kolacja i spanie. W lecie musimy iść spać o godzinie 20.30, w zimie wcześniej — o 19.45.


IV.

Schorzenia internowanych są bardzo różne. W związku z ogromną ilością wszy powstają choroby skórne, jak nprz. wszawica. Bardzo rozpowszechniona i bardzo udzielająca się jest świerzba, wrzody, ropnie, wywiązują się flegmony na tle osłabienia organizmu i zanieczyszczenia nawet małych ran. Niesłychanie rozpowszechniona jest biegunka i to biegunka krwawa, a zwłaszcza latem: powoduje ją zła woda do picia i wyjadanie brudnych obierzyn od kartofli. Częsty też jest szczególny rodzaj biegunki na tle nerwowym: sprawia to, że żołądek nie potrafi utrzymać pokarmu ponad kilka minut. Nagminnie też szerzą się w obozie choroby, wynikające z przeziębienia /skutek wystawania na apelach, mycia się bez koszuli na dworze, lichej odzieży/ i wszelkie choroby płucne. Zwłaszcza młodych dziesiątkuje gruźlica. Chorują też i na tyfus plamisty. Prócz wrzodów, wynikających ze złej przemiany materji, rozpowszechnione są liczne owrzodzenia na skutek ran od bicia, wrzody na głowie, pozbawionej często nakrycia, no i bardzo też liczne bywają w zimie odmrożenia. Ponieważ w Oświęcimiu, jak wogóle w obozie, jest lekarz, sanitarjusze, izba chorych, szpital — mogą też powstawać na tym tle złudzenia, /oczywiście tylko poza granicami obozu!/ Otóż trzeba to z naciskiem podkreślić, że żadna opieka lekarska tu nie istnieje. Wszystko jest tylko nikczemną komedją, urągającą ludzkiemu cierpieniu. Prawdopodobnie w pojęciu medycyny nieobozowej cały obóz potrzebował leczenia. Tymczasem pojemność wszystkich budynków szpitalnych była obliczona na liczbę maximum do 3.000 osób. Jeżeli więc porównać do ogólnej liczby w listopadzie-grudniu