Jak pies myśliwski skomlisz w marze sennej,
Zamiast się zerwać zębami wściekłemi!
Wstań! Niech cię dłużej nie trzyma kamienny
Sen! Gdzieś do wnętrza zaszarp się ostremi
Pazury! Skruchy oćwicz biodra biczem!
Goń! goń kapiącem od krwi go obliczem.
Żarem oddechu wysusz mu jelita,
Niech pada marny, niech zębami zgrzyta,
Niech wyciągnięty gonitwą się kruszy.
I ty, wieszczu, o ty, Apollinie,
Hańbie dajesz twą złotą świątynię,
Czcząc śmiertelnych mimo prawa boże,
Stare Mojry[1] deptając nogami!
Gardzę tobą i twemi mocami:
Nie ustąpię, gdzie rękę położę....
Niema kąta, gdziebym nie dopadła,
Niema kąta na ziemi, ni w Hadzie;
Na kim matka krwawą dłoń układła,
Zginąć musi w swej zbrodni szkaradzie.
Eumenidy. Daj przyjść do słowa, władco Apollinie!...
Oddam ci słuszność: współwinny nie jesteś,
Na tobie cała tego mordu wina.
Apollo. Jakim sposobem? Tobym chciał usłyszeć.
Eumenidy. Tyś sam go zbroił w oszczep matkobójczy.
Apollo. Morderstwo ojca wymagało pomsty.
Eumenidy. A teraz matki morderstwo osłaniasz.
Apollo. By się oczyścił, przyjść mu tu kazałem.
Eumenidy. Lecz nas wyganiasz, jego towarzyszki.
Apollo. Świątynia moja dla was niedostępna.
Eumenidy. Przecież z bożego przyszłyśmy rozkazu.
Apollo. Jakiż to rozkaz? jaka to powinność?
Eumenidy. Powinność święta gonić matkobójcę.
Apollo. Zabójcę matki, co mężobójczynią?
Eumenidy. Nie ma się krwawić syn matki morderstwem
Apollo. Więc niczem tobie związek uświęcony
Zeusa i Hery ślub małżonków dwojga?
Więc niczem tobie Kiprydy rozkazy,
Wszelkiej rozkoszy dawczyni na ziemi?
Świętym jest związek męża i niewiasty,
Świętszym ślub taki od przysięgi świętej.
Lecz ty nie karzesz, ty go nie dochodzisz,
- ↑ Boginie przeznaczenia ludzkiego (po łacinie Parki), były też zarazem stróżkami praw i porządków moralnych na świecie.