Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/217

Ta strona została skorygowana.
—   203   —

Biada! cóż pocznę? Nie słuchasz wcale?
Niebogi rzucę się w fale,
Ściągnąwszy kożuch, gdzie dla tuńczyka
Toń rybitw Olpis przenika.

Ha! ależ gdy się w falach pogrzebię,
Wielce ucieszy to ciebie!
Gdym, czy mię kochasz, badał niedawno,
Powziąłem wróżbę złą jawno:

Liść maku nie pękł z trzaskiem, bez dźwięku
Rozdarty w tłustych zwiądł ręku.
Wyszła z Agroi ust prawda szczera,
Gdy kłosy po niwie zbiera.

Że lgnę do dziewki — wróżyła z sita —
Co o mnie wcale nie pyta.
Wiedz, z dwojgiem bliźniąt dla ciebie biała
Kózka się u mnie chowała.

Mieć Erytakis, Mermnona śniada
Dziewka chciałaby ją rada.
I podaruję onej, ponieważ
Drożąc się, ty mnie wyśmiewasz.

Drga oko... prawe. Zoczę-ż ją może?
Pod limbą, ot, się położę.
Wiem, spojrzy na mnie, gdy nucić pienia
Zacznę, toć nie jest z kamienia.

„Hipoman[1], żony pragnąc, przegoni
Dziewczynę, z jabłkami w dłoni,
A Atalanta, widząc to, spłonie
I w szale miłości utonie.

Czy pasąc w górach Adonis trzody,
Cyprydy, wdziękiem urody
Zdobnej, nie wprawił w szał, że po zgonie
Nawet go pieści na łonie?“

Ach, boli głowa! Tyś zimna wcale.
Precz z śpiewem! Tu się powalę.
Pożrą mię wilcy. Niechże to słodziéj
Niż miód do gardła ci wchodzi!

(Z. Węclewski).

  1. Hipoman dostawszy od Afrodyty złote jabłka, obudził niemi miłość w Atalancie, która zalotników wyzywała na wyścigi z sobą; pokonany, śmiercią śmiałość swą przypłacał.