Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/510

Ta strona została skorygowana.
—   496   —

Nie dziw się, że ci walczyć przychodzi z chłopięty:
Za Iran my i Turan pójdziem w bój zacięty!
Barki twoje szerokie, wspaniała twa postać,
Ale niewiele ognia musiało ci zostać, —
Toż się strzeż, bo mi dzisiaj nie dostoisz w boju!“
Rustem na twarz rumianą spoglądał w spokoju:
„Zwolna, gorące dziecię! Świat piękny i miły,
A zimna ziemia mogiły i brzemię mogiły.
Stary-m, toć też niejeden bój w życiu widziałem
I w zimnym prochu grzebać ludzi pomagałem.
Śpią wiecznie, których moja prawica dotknęła,
A nie było szablicy, coby mnie włos zdjęła.
Żal mi ciebie, wysmukła ty leśna drzewino!
Na Turańca nie patrzysz, chętny dzielnym czynom“.
Usłyszawszy głos wdzięczny, Sohrah się ozowie:
„Stary rycerzu! prawdę powiedz w jednem słowie.
Przed bojem zwykle swoje głoszą dzielni miano:
Ty patrzysz na Rustema; mów, jak cię nazwano?“
Tak rzekł i brakło mało, aby w radość złotą
Przeszedł spór, a syn ojca uściskał z pieszczotą.
Lecz zły duch na Rustema przypadł w tej godzinie,
Toż rzekł: „Nie jestem Rustem, co szeroko słynie!
Sługa jestem, do boju z chłopięciem zmuszony;
Rustem jest człowiek wolny, jam jest zniewolony.
Jam zabił twego druha, jam zabił, nie iny,
Chwytaj za broń, mój chłopcze, dość tej gadaniny!

Pojedynek trwa dni kilka bez stanowczego rezultatu. Sohraba nie opuszcza przeczucie, że zapaśnikiem jego jest Rustem, i kilkakrotnie ponawia swoje zapytania. Ale Rustem zawsze przeczącą daje mu odpowiedź, tem bardziej, że się niecierpliwi, iż tak długo nie może pokonać przeciwnika. Zwątpiwszy nareszcie o zwycięstwie, uzbraja się w świeży zapas siły młodzieńczej, której nadmiar zachował był ongi pod strażą przyjaznego ducha, i pokrzepiony w ten sposób, zadaje śmiertelny cios Sohrabowi.

Ranny śmiertelnie Sohrab tak rzecze, leżąc na ziemi:
„Człecze! nie skryjesz się w morzu, między rybami zimnemi,
Ptakiem nie wzlecisz w niebo — wszędzie cię zemsta dosięże:
Rustem się o tem dowie, znajdzie na ciebie oręże,
Skarze, żeś jego syna zabił i syna Tehminy“...
W otchłań swego nieszczęścia nieruchomemi oczyma
Długo patrzy się Rustem, a oddech w piersi zatrzyma...
Ryknął wreszcie, jak tygrys, a w głuche świata przestrzenie,
W noc ciemną leciało straszne Rustema piersi ryczenie.
Wreszcie nieświadom siebie, raz pierwszy w życiu omdlały,
Blady przy ciele syna legł, niby ceder spróchniały.
Sohrab, krwią swego serca wilżąc murawę zieloną,
Kochającemi dłońmi przytrzymał mu głowę zemdloną.

Umierający Sohrab przemawia do ojca:

O, ojcze, zanim umrę, słuchaj syna twego słowa;
Ostatnie chwile słodzi miła mi z ojcem rozmowa.